[ŚWIADECTWO] Uśmiechnięci w cierpieniu

0 1 001

Swoim świadectwem dzieli się z nami Natalia Łukawska. Przeczytajcie do końca!

Autor: Natalia Łukawska

Długo się zastanawiałam czy powinnam opowiedzieć tą historię publicznie… Bo od niedzieli…. ale w życiu trzeba mieć odwagę. Dlatego słuchajcie…

Niedzielna Mszy Św. na godz. 19.00. Niby nic. Msza jak Msza, a ja właśnie przez tę godzinę byłam świadkiem większości możliwych nieszczęść ludzkich. Najpierw przyjechał Pan na wózku, nie stary – około 45, no może 50 lat. Podjechał pod sam ołtarz. Potem dostrzegłam Panią z dzieciątkiem, które chorowało na Zespół Downa. Dziecko usiadło pod samym Tabernakulum. Tata bez ręki, prowadzący dumnie swoją córeczkę do komunii. I wiecie co?
Oni wszyscy mogliby się najdelikatniej mówiąc na Pana Boga obrazić, a tego nie zrobili. Jak to zobaczyłam to zrobiło mi się strasznie przykro. Bo ja… zdrowa, szczęśliwa, mająca wiele możliwości rozwoju nie mam takiej odwagi. I nie chodzi tutaj nawet o wiarę. Ale spójrzmy na to z perspektywy ludzkiego życia. Tak rzadko potrafimy docenić te małe chwile szczęścia w naszym życiu, za to z łatwością (i mówię to też z własnego doświadczenia) potrafimy wyliczać to jakie kolejne trudności przychodzą i burzą nasz spokój. I tak często właśnie się od Boga odsuwamy, bo ma być na na nasze. Tu i teraz. Co bym dodała? Że serce pękło mi ze wzruszenia, gdy Pan, który służył przy ołtarzu podszedł do tego chłopca o którym wspominałam wcześniej i podał mu rękę na znak pokoju. A on się po prostu cieszył. Cieszył, czaicie? Życzę sobie i każdemu takiej wiary i niezłomności, i radości. To niesłychane ile „cierpienia” można dostrzec tak blisko siebie. A jednak wszyscy Ci ludzie w tym swoim cierpieniu są uśmiechnięci. Niesamowite. Dostrzegajmy siebie nawzajem, bądźmy szczęśliwi i cieszmy się z tych naszych trudności!

PS. Dziękuje tej jednej osobie, która mnie skłoniła do opowiedzenia tej historii właśnie tu. Może akurat komuś z Was pomoże

Komentarze
Loading...