Ekstremalne Wyznanie Wiary

0 3 363

Od wielu lat słyszałem o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej od moich znajomych, którzy systematycznie wybierali się na EDK-owskie trasy. Opowiadali, jak wielkim było to dla nich przeżyciem, czego doświadczyli, jak zmieniało się ich życie, a po ich przejściu, jak nie mogli się doczekać kolejnego roku, by znów wyruszyć. Zacząłem chyba powoli dorastać, aby zmierzyć się z wyzwaniem i samemu EDK zorganizować. Plan zacząłem wcielać w życie. Zebrałem przy parafii w Nisku, gdzie byłem wikariuszem, młodzieżową ekipę, pojechałem na szkolenie do Krakowa, aby dowiedzieć się, jak to całe EDK mam zorganizować. Z głową pełną planów i konkretnych informacji wróciłem do siebie i zacząłem działać.

Gdzie by się tu wybrać?

Za cel obrałem pobliskie sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Leżajsku. Automatycznie nasza trasa zaczęła łączyć dwie diecezje. Teraz trzeba było przejść do konkretów, wytyczyć trasę i przygotować jej opis. Miałem na to tylko jeden dzień wolny w ciągu całego tygodnia – poniedziałek. Nie mogło być kolorowo. Na niebie było pełno chmur, zbierało się na deszcz, a jakby tego było za mało, wiał straszny wiatr. Pomyślałem, że chyba wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie… No ale cóż, dosyć tego biadolenia, trzeba było wyciągnąć rower z garażu i zabrać się do roboty. W czasie wytyczania drogi nie raz wiatr zrzucił mnie z roweru, wpadłem po kolana w błoto, mój rower z czasem zaczynał mieć koła dwa razy większe niż zwykle z powodu przywierającego do nich błota. Ciągnąłem rower za sobą przez pola, a chmury, z których zaczynał padać deszcz, doganiały mnie. W duchu pomyślałem sobie, że to będzie prawdziwie Ekstremalna trasa, jak już teraz tak to wygląda. Czas gonił, a musiałem wrócić na wieczorną Mszę jedynym popołudniowym pociągiem, gdyż nie było żadnej innej alternatywy. Dzięki Bogu po siedmiu godzinach wytyczania i opisywania trasy padłem na kolana u stóp Maryi w Leżajskim klasztorze. Modliłem się wtedy w duchu – Jezu, żeby przynajmniej kilka osób z tej trasy skorzystało i zbliżyło się do Ciebie. Jak się okazało kilka tygodni później, uczestników EDK było znacznie więcej. Przeszło 220 osób podjęło tę propozycję. Zmierzyli się z wyzwaniem, doświadczyli bólu i zmęczenia, a przez to spotkali się z Bogiem. Szli w milczeniu, mijając pogrążone we śnie kolejne miejscowości, dając przy tym świadectwo swojej wiary.

Jednorazowe wydarzenie

Czy było to jednorazowe wydarzenie w ich życiu? Uważam, że nie. Wielokrotnie po EDK ten temat pojawiał się w różnych rozmowach. Ta noc spędzona w drodze wyryła swój ślad w świadomości uczestników. Oni żyli tym czasem, oczekiwali na kolejną Ekstremalną Drogę Krzyżową. Mówili – proszę księdza, jeszcze pół roku, ale tym razem też idziemy! Kiedyś usłyszałem nawet taką zabawną historię. Jedna z uczestniczek EDK robiła w ogrodzie ognisko. Przygotowywała je wraz z synem. Kiedy sięgnęła po jeden  grubszy brzozowy kij, usłyszała z ust syna: Mamo, a z czego zrobisz sobie krzyż na EDK?

Spotykam się czasami z opiniami z różnych stron, że Ekstremalna Droga Krzyżowa to jakiś wymysł, że po co to robić, że to nie ma sensu… Jeśli myślisz w ten sposób, to spotkaj się z ludźmi, którzy taką drogę przeżyli. Porozmawiaj z nimi, co im to dało. Nawet możesz się wybrać i sam tego doświadczyć. Myślę, że dla większości nie była to forma maratonu, który trzeba zaliczyć szczycąc się zdobyciem 30, 40, 50, a może większą ilością kilometrów. Mówią o tym świadectwa uczestników, kiedy np. ktoś będąc alkoholikiem, który nie panuje nad swoim życiem, postanawia wziąć życie w swoje ręce. Inna osoba będąca „letnim katolikiem”, po przejściu EDK odnajduje swoje miejsce we wspólnocie i zbliża się do Boga. Takich historii jest setki, jeśli nie tysiące.

To świadectwo Anny, czym dla niej jest Ekstremalna Droga Krzyżowa:

Nie ma Drogi Krzyżowej normalnej i ekstremalnej… Ekstremalne są warunki, a Droga Krzyżowa to spotkanie z umierającym Jezusem, ja Go spotkałam w moim bólu, lęku w ciemności i samotności. Spotkałam Go wtedy, kiedy nie dawałam już sama rady, a całe życie byłam twarda. Spotkałam Go we wszystkim tym, co we mnie słabe i niedoskonałe. Spotkałam Go… bo wreszcie zgubiłam na chwilę siebie i mogłam znaleźć Jego. Bardzo bałam się, że gdy dojdę do końca, będę z siebie dumna. Jednak kiedy próbuje się klęknąć przed ołtarzem, z oczu leją się łzy wdzięczności Bogu, że nie zostawił nas samych. Uczestnictwo w EDK nie spowodowało, że mam większe wymagania co do przeżywania Dróg Krzyżowych, EDK spowodowała, że świadomie zaczęłam je rozważać i za to Bogu jestem wdzięczna.

 EDK jako szansa

I na koniec prośba do księży. Popatrzcie na EDK jako na szansę. Bo gromadzą się w tym czasie wokół kościołów rewelacyjni ludzie. Zaangażowani, lubiący wyzwania, pomocni, dobrze zorganizowani. Nie narzekaj, księże, że nie masz ludzi w kościele. Nie mów, że na EDK idą tacy, których nie widziałeś przez cały Wielki Post. Dziękuj Panu Bogu za to, że są, że przynajmniej raz będą uczestniczyć w nabożeństwie Drogi Krzyżowej, bo może akurat od tej zmieni się ich życie. Popatrz na ten fenomen jako okazję, szansę, a nie zagrożenie. Udostępnij salki, odpraw dodatkową Mszę św. Pomóż w przygotowaniu. Potraktuj EDK jako szansę na odnalezienie fajnych ludzi. Bo w tym czasie jest ich wiele! Zastanów się, co zrobić, aby zostali…

Nie warto żyć normalnie! Warto jest żyć ekstremalnie! Do zobaczeniu na tegorocznej „Drodze (Pięknego) Życia”!

Komentarze
Loading...