[KAZANIE] ks. Tomasz Orzeł – Jaki jest mój wybór?

Podobnie jak tydzień temu Ewangelia znowu prowadzi nas do winnicy. Jezus używa obrazów i porównań, które były bliskie łatwo zrozumiałe dla zwykłych ludzi w Palestynie. Dlaczego? Żeby każdy z Jego słuchaczy mógł wydać własny osąd, zająć jakieś stanowisko nie zasłaniając się słowami: nic z tego nie rozumiem, to dla mnie za trudne… Chciał aby każdy z jego słuchaczy mógł samodzielnie na pytanie: co myślicie? Bo wiara jest indywidualna decyzją każdego z nas. Nie można wierzyć dlatego, że ktoś mi każe, dlatego że tak wypada, dlatego, że tak robią wszyscy moi znajomi i sąsiedzi. Jezus mnie pyta: co myślisz? Jakie jest moje zdanie? To bardzo ważne w życiu mieć własne zdanie i bronić go, nie pozwolić, żeby ktoś za mnie decydował.

Dzisiejsza Ewangelia to również przypomnienie, że „Na początku było Słowo. I Słowo stało się Ciałem”. Pierwszy z synów tylko obiecał Ojcu, że pójdzie pracować. U niego było tylko słowo, które nie zamieniło się w czyn. Jeśli ktoś próbował czytać Ewangelie to zauważył pewnie, że o wiele więcej miejsca zajmują tam opisy tego, co Jezus zrobił niż cytowanie Jego słów. W Ewangelii św. Jana po Zmartwychwstaniu Jezusa przeczytamy, że wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym. W innym miejscu powie Jezus „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. Cyprian Kamil Norwid powie: Bo słowo, które nic nie czyni, a czyn, co nic nie mówi – równa czczość, czyli marność, pustka.

Dlaczego pierwszy syn nie poszedł pracować do winnicy pomimo tego, że obiecał? Dlatego, że nie kochał a tylko się bał. Był bardziej niewolnikiem niż synem. Może też nie czuł się kochany. I dlatego powiedział do ojca: Idę Panie. Pomiędzy nim a ojcem nie było relacji miłości ale relacja niewolnictwa. I dlatego pewnie postanowił zakombinować, oszukać, obiecać a potem nie dotrzymać słowa. Czasem możemy tak budować naszą udawaną relację z Panem Bogiem. Dlatego, że Boga nie odbieramy jak Ojca tylko jako Pana i jesteśmy takim religijnymi niewolnikami. Religijność, modlitwa, posty wyrzeczenia wydają nam się takie nudne, takie bezsensowne, niepotrzebne. Przecież jak kogoś kocham, ktoś jest dla mnie ważny to się nie mogę doczekać na spotkanie z nim, na telefon, na jakąś choćby krótką rozmowę. Czy ja tęsknię za Panem Bogiem? Czy ja tęsknię za różańcem? Czy już od soboty myślę: jutro niedziela, spotkam się z Jezusem, posłucham Jego słowa, opowiem Mu co u mnie się dzieje, przecież On mnie zrozumie, wysłucha, pocieszy?

W pierwszym czytaniu dzisiaj słyszeliśmy: Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Pan Bóg nie da się nabrać na nasze słodkie słówka i komplementy, które mają przysłonić bylejakość naszych czynów. On nie chce, żebyśmy robili dobre wrażenie, żebyśmy dobrze wypadali. Jemu zależy na tym , żeby w naszym życiu było mniej słów a więcej konkretów. Żebyśmy za często nie używali słów: trzeba by było, powinno się, jest konieczne, dobrze by było, ale raczej, żebyśmy mówili: ja chcę, ja powinienem, ja to zrobię. I pamiętajmy, że zawsze mamy wybór, że nie mogę zrzucać winy na okoliczności zewnętrzne, na czasy, na polityków, na innych ludzi, na towarzystwo, na tzw. dzisiejszy świat. W czasach proroka Ezechiela ludzie zrzucali winę za swoje grzechy na Pana Boga mówiąc: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Zbyt łatwo nieraz przychodzi nam przerzucać odpowiedzialność za nasze życie na innych. Mówimy: no przecież po takich słowach, po takim zachowaniu musiałem się zdenerwować, no musiałam się z nim pokłócić, nie można było inaczej. Zawsze mamy wybór. Inna sprawa, że z tym wyborem wiążą się określone konsekwencje. I może tak naprawdę dzisiejsze słowo jest właśnie przede wszystkim o wolności. My często idziemy ze skrajności w skrajność. A czasem trzeba poszukać drogi środka. I z jednej strony nie ma co udawać na przykład, że chodzenie do pracy, czy w przypadku dzieci i młodzieży do szkoły, to tylko i wyłącznie przyjemność. Ale też z drugiej strony to nie jest znowu największe nieszczęście na tym świecie. I chodzi o to, żeby czasem stanąć w prawdzie i tylko trochę zmienić swoje patrzenie. I nie mówić „muszę pójść do pracy” albo „chcę z radością wstać jutro o 5.30, żeby się nie spóźnić do szkoły, bo szkoła to radość. Wielka”. Ale zgodnie z prawdą i odpowiedzialnie zmienić jedno słowo i powiedzieć:

Wybieram pójście do szkoły czy do pracy.

Denerwuje mnie mój współmałżonek ale wybieram trwanie w małżeństwie.

Nieraz brak mi cierpliwości ale wybieram miłość do dzieci i właściwe ich wychowanie.

To bardzo trudne, czasem brak mi siły i ogarnia mnie zniechęcenie, ale wybieram opiekę nad moja matką nad moim ojcem, chociaż czuję się w tym taki osamotniony.

Wybieram bycie zadowolonym (albo niezadowolonym) w moim życiu i nie mam o to do nikogo pretensji.

Bo tylko kiedy człowiek jest wolny wtedy jego słowa znajdują dopełnienie, konkretyzację w jego postępowaniu i nie musi niczego przed nikim udawać. Nawet, a może szczególnie przed panem Bogiem.

Komentarzy (0)
Dodaj komentarz