Autor: ks. Tomasz Orzeł
Niektórzy z was już słyszeli o tzw. FOMO. Tak psychologowie określają przeraźliwy strach, który człowiek odczuwa przed tym, że ominie go jakaś ważna informacja albo wydarzenie. W wolnym tłumaczeniu z angielskiego to ogromny lęk przed utratą ważnej informacji, obawa przed tym, że coś może nam umknąć. Mija dopiero wtedy, gdy osoba z FOMO sprawdzi powiadomienia na telefonie lub zasiądzie przed komputerem. Osoby z syndromem FOMO czują też potrzebę dzielenia się w mediach społecznościowych najdrobniejszym wydarzeniem ze swojego życia – wrzucają zdjęcia tego np. co jedzą w nowej, modnej knajpie, zdają relację z sobotniej imprezy, czy wyjazdu za miasto. Robią to po to, żeby się pochwalić i zebrać jak najwięcej komentarzy i polubieni. Zdarza się tak, że ktoś napotykając na drodze na wypadek zamiast od razu zapytać lub udzielić pomocy najpierw robi zdjęcia i umieszcza je w Internecie, żeby być pierwszy, żeby się pochwalić, że jest na bieżąco.
Dlaczego tyle o tym mówię? Jaki to ma związek z dzisiejszym Słowem Bożym? Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. To ostatnie zdanie z dzisiejszej Ewangelii. Zdanie, które ma nas zmusić do refleksji: co jest w życiu ważniejsze, „wiedzieć” czy „być”? Jezus przypomina nam, że świat w takiej postaci, w jakiej go znamy kiedyś się skończy, będzie miał swój kres. To jest pewne. Jednocześnie podkreśla, że nie jest nam do niczego potrzebne, wiedza, kiedy to się stanie. To nie ma dla nas żadnego znaczenia. Najważniejsze jest, żeby ten dzień powtórnego przyjścia Jezusa zastał nas przygotowanych.
Od czasu do czasu pojawiają się różni ludzie, którzy podają dokładną datę końca świata wzbudzając u jednych zaciekawienie u innych strach a u jeszcze innych uśmiech. Czasem powołują się na Pismo Święte cytując choćby słowa z dzisiejszej Ewangelii, że „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte. Ale dla chrześcijanina nawet takie opisy nie powinny być źródłem strachu a raczej wewnętrznej mobilizacji. Mobilizacji, żeby na ten dzień się jak najlepiej przygotować. A można to zrobić tylko w jeden sposób: jak najlepiej przeżywając codzienność. Nasze zadanie to jak najlepiej „być”.
Chrześcijanin to człowiek, jak mówił św. Augustyn, który mocno stąpa po ziemi ale wzrok ma utkwiony w niebo, nieustannie spogląda do góry, bo tam jest cel ziemskiej wędrówki. Jak słyszeliśmy w I czytaniu, „kiedy nastąpi kres ucisku[…] wielu, co śpi w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.” Dzisiejsza Ewangelia jest zaproszeniem do takiego czytania znaków czasu i takiego zarządzania swoim życiem, aby zostać zaliczonym do tej pierwszej grupy, tych którzy zbudzą się do szczęśliwego życia bez końca.
Jezus mówi nam dzisiaj, że wiemy wszystko, co jest konieczne, aby życie dobrze przeżyć. Posiadamy wszelkie instrukcje. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Jakie słowa? Dziesięć Słów czyli Dekalog, Dziesięć Przykazań plus Przykazanie Miłości. Tyle wystarczy wiedzieć, żeby dostać się do nieba. Oczywiście, znać Boże przykazania to dopiero początek. Chodzi o to, żeby według nich żyć. Żeby Pana Boga mieć na pierwszym miejscu, żeby szanować drugiego człowieka, jego dobre imię, jego życie i zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne. Czasem może za mało myślimy o tym, czy moje zachowanie, moje słowa kogoś nie dotkną, nie sprawią komuś przykrości. Zasmucamy innych, doprowadzamy nawet do płaczu, jesteśmy przyczyną cudzych zmartwień.
A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi. Skoro Pan jest blisko to nie mamy czasu do stracenia. Nie możemy zmarnować żadnej okazji do zrobienia czegoś dobrego, do pomocy drugiemu człowiekowi, do podniesienia kogoś na duchu dobrym słowem! „Spieszmy się kochać ludzi”. Nie szkoda życia na kłótnie o drobiazgi, na udowadnianie sobie wzajemnie kto ma rację a potem na ciche dni i tygodnie? Czy my naprawdę umiemy rozpoznawać znaki czasu i odróżniać sprawy ważne od błahostek? Może niech pomocą będzie ta krótka modlitwa: „Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego”.